Ucho na sterydach

Fb Img 1723878862804

Tydzień temu przydarzyło mi się małe „ała”. Ucho mnie zaczęło boleć. Przejdzie samo, byle tylko nie dotykać. Pojawiła się krew więc mój mąż, hipochondryk, histeryk, systemowy beton dosłownie zmusił mnie karczemnymi awanturami do udania się z nim na pogotowie w sobotę wieczorem.

Spędziliśmy tam kilka godzin, bo dostałam kod zielony, a jakżeby inaczej, to tylko ucho przecież.

Gdy wchodziliśmy do poczekalni, mówię do męża, i nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło:

Zobaczysz, będzie numerek 377 i sala numer 7

Zażartowałam sobie. Mieszkamy pod numerem 37/7. No i jakież było nasze zdziwienie, gdy w okienku dostaliśmy numer 377!!!

Po kilku godzinach wołają: Tre sette sette, sala numero sette. Kolejny szok. Ale ok, idziemy do tej sali i jest to ta sama, w której przyjmowali mojego męża 21 marca po wypadku na motorze. Tam zostawiłam go o 3 w nocy owego dnia.

Lekarz zajrzał mi do ucha i stwierdził pęknięcie błony bębenkowej, przepisał antybiotyk i tyle. Zakazał kąpieli, kichania, siąkania itd. I zapisał wizytę u laryngologa w szpitalu na 8:30 rano. Około 23:00 udaliśmy się do apteki po antybiotyk. Myślę sobie:

Aha, już zobaczysz, jak ja biorę te antybiotyki

Za każdym razem udawało mi się oszukać męża, że biorę antybiotyk, który kamuflowałam i później wyrzucałam.

W niedzielę ucho bolało i jakaś wydzielina chwilę wychodziła, ale zaczęło się zasuszać. Stwierdziłam, że nie ma sensu jechać w poniedziałek do szpitala. Pęknięta błona leczy się samoistnie, trzeba jej tylko dać spokój i rzeczywiście uważać z kichaniem, wodą i siąkaniem nosa.

Mąż jednak ani słyszeć nie chciał o zaniechaniu wizyty. Jednak w poniedziałek czuł się źle i pojechałam sama. Laryngolog zajrzał mi do uszu, to bolące wyczyścił i przepisał krople, dziwiąc się, że na pogotowiu przepisano mi antybiotyk doustnie. Po co?

Wróciłam do domu bez wstępowania do apteki. Ucho coraz mniej mi dokuczało i doskonale słyszałam na nie. Zero wydzielin i bólu, tylko łaskotanie, co jest zawsze oznaką zdrowienia.

Jednak ten mój mąż, beton skończony, który wierzy tylko lekarzom i telewizji, pojechał po te krople, ale dopiero następnego dnia po południu, czyli we wtorek. Zakroplił mi to zdrowiejące ucho i zaczęła się gehenna. Tu już nie miałam możliwości wymigać się od kropli. Nie spodziewałam się, że mogą mi aż taki cyrk wywołać.

Zaczął się ból, ucho zaczęło się zatykać, pojawiła się wydzielina, połowa głowy spuchła, a z czasem całe ciało. W życiu nie byłam tak spuchnięta. Środki przeciwbólowe nie działały, a ja umierałam z bólu.

Ten głupi i ślepy mąż nie zważając na oczywiste fakty, że krople powodują cierpienie, zakroplił mi to ucho we wtorek wieczorem, w środę rano i w południe. I dopiero gdy ja już prawie nieprzytomna z bólu i opuchnięta na całym ciele nie mogłam się ruszać, oprzytomniał wreszcie. Zadzwonił do szpitala i rozmawiał z kilkoma lekarzami.

Oni umywali ręce. Skoro zapisane, należy zakraplać. Nie oni mnie badali więc nie wiedzą. Tylko jedna lekarka kategorycznie zabroniła.

Na wspomnienie, że jedyna rzecz, którą mogę wpuścić do ucha, to woda utleniona, zrobił oczy jak spodki i stwierdził, że to największa bzdura, jaką słyszał w swoim życiu. Ale zostawił mnie w spokoju, kiedy powiedziałam, że albo się pakuję, albo on przestanie mnie zmuszać do eksperymentów medycznych.

Nie chodzę do lekarzy. Kiedy coś mi się dzieje, natychmiast zmieniam jedzenie lub przestaję jeść na jakiś czas. Ale generalnie bardzo rzadko choruję i absolutnie nie mam zaufania do medycyny akademickiej. Dla świętego spokoju pozwoliłam sobie na dodatkowe cierpienie i zaaplikowanie sobie do ucha trucizny. Okazało się bowiem, że to były sterydy z antybiotykiem w jednym.

W środę wieczorem już nie było zakraplania ucha. Wzięłam jedynie przeciwbólowy środek, żeby spać oraz końską dawkę witaminy C. Sen jest świetnym lekarzem i dziś rano obudziłam się wypoczęta, ale z bolącym uchem.

Poranek przebiegał tak, jak każdy inny. Rytuały, kawa, sprzątanie kuwety, a ból wciąż się utrzymywał, ale nie tak mocny, abym musiała zażywać prochy. Ucho nadal spuchnięte, ale jakby mniej dokuczliwie, obrączka już schodzi z palca, ciało jeszcze nabrzmiałe, ale wszystko bardziej stonowane. Stwierdziłam, że w ciągu dnia, gdy mąż pójdzie na zakupy, zakroplę sobie ucho wodą utlenioną. Póki co muszę czekać, aż wstanie. Zaniosłam mu kawę do łóżka więc niedługo z niego wyskoczy.

Taki fajny gość z tego mojego męża tylko ma totalnie inne zdanie na temat naszej rzeczywistości. Generalnie nie mamy z tym problemów i pozwalamy sobie na własne poglądy. Problem zaczyna się w tedy, gdy w jego rozumieniu coś mi zagraża. Nawet ta mała bakteria. On, zodiakalny rak, nadopiekuńczy, ze skóry wyskoczy żeby mnie ratować nawet wtedy, kiedy ja tego nie chcę.

Ulokowałam się w moim „biurze”, zabrałam się za codzienne czynności, zajrzałam na czaty do klientek, zespołu, na pocztę i mąż wstał. Uśmiechnięty, radosny, pyta, jak spałam, jak się czuję, widzi, że chyba lepiej i od słowa do słowa, powiedziałam mu, że chcę zakroplić ucho wodą utlenioną.

Czekam na furię, a on pyta tylko, czy chcę, żeby on mi zakroplił. No szok. Chyba dotarło do niego, że tamte krople mi strasznie zaszkodziły. I zrobił to!

Od wtorku po raz pierwszy nie czuję bólu. Ucho jeszcze się nie odetkało, ale ogólnie czuję się dobrze. Myślę, że czas na głodówkę i wywalenie sterydów z organizmu. Nieprawdopodobne ile szkód takie małe krople mogą wyrządzić, a ludzie latami się faszerują czymś takim.

Wrzucę tutaj niedługo materiał, jak bigfarma oszukuje ludzi. To dopiero jest sztos!

Obrazek z facebooka. Nie znam autora. Wrzucam, bo ładny.

Fav
INWI

Skomentuj ten wpis

Your email address will not be published.